poniedziałek, 13 lutego 2017

Nawyki



Czuję, że tracę serce do tego bloga. Czy również do moich postanowień? Trochę. Ale ostatnio zaobserwowałam u siebie ciekawą rzecz, którą chciałam się z Wami podzielić. :)

Część moich postanowień zakłada systematyczne realizowanie konkretnych zadań, jest to m.in. poranna codzienna gimnastyka, treningi i nauka angielskiego. Już w zeszłym roku praktykowałam zapisywanie każdego zaliczonego dnia w notatkach na tapecie laptopa, żeby mieć wgląd w to, jak idzie mi wywiązywanie się z zadania. Pełniło to też funkcję motywacyjną. :) W tym roku również zaczęłam prowadzić takie notatki, ale już od bardzo dawna nic nie zapisałam w żadnej z "tabelek". W dwóch przypadkach jest to spowodowane ociąganiem się z treningami i nauką języka, ale jeśli chodzi o poranną gimnastykę, sama nie wiem, dlaczego przestałam spisywać zaliczone dni. Z lenistwa, z zapomnienia, czy być może z braku potrzeby? Uświadomiłam sobie, że mimo nie prowadzenia zapisów, każdego dnia wstaję pięć minut wcześniej i robię krótkie rozciągane. Ostatnio byłam sama zaskoczona, kiedy chora siedziałam w domu i przypomniało mi się przy śniadaniu, że nie zrobiłam gimnastyki. Oznacza to, że ta jedna rzecz weszła mi w nawyk. :) To mój mały sukces. :)

Czasami chcielibyśmy wszystko robić na raz, oczekujemy ogromnych efektów we wszystkich naszych przedsięwzięciach. Ale robienie małych kroków też jest dobrym rozwiązaniem. :)

Jednak nie oznacza to, że chcę tłumaczyć mojego olewania innych postanowień. Muszę się poprawić :) Ostatnio mam spadek motywacji: najpierw przez zmęczenie po pracy, a teraz przez chorobę, która mnie dopadła. Teraz też może nie być łatwo, bo mam naukę do egzaminów. Ale mam jeszcze ponad dziesięć miesięcy, żeby doprowadzić się do porządku i osiągnąć to, co sobie postanowiłam. Mam nadzieję, że szybko nadejdzie wiosna, a razem z nią dużo motywacji i energii. :) 

Teraz mam jakiś spadek energii. Szczególnie ten tydzień zaczął się takim "niżem" energii i nastroju, bo do jutra siedzę w domu bez pracy, cały tydzień jestem sama, bo chłopak w delegacji (co oznacza też samotne Walentynki), a w dodatku zupełnie się nie wyspałam. Na szczęście za oknem trochę się rozchmurzyło (przez co w mieszkaniu rozjaśniło) i koleżanka ma mnie odwiedzić za dwie godziny, więc może przeżyję jakoś ten dzień. :)