piątek, 30 grudnia 2016

Wielkie podsumowanie - rozliczanka całoroczna




Nie chcę przedłużać, rozpisując efekty postanowień na grudzień, więc w skrócie napiszę jak mi poszło :)

Na 5 postanowień udało mi się wywiązać z trzech. Mogło być niby gorzej, ale i tak ten wynik mnie nie zadowala. Wyłożyłam się na przeczytaniu książki (po pierwsze, ta, którą zaczęłam czytać była bardzo nudna, a po drugie zawsze przeznaczałam czas na coś innego, niż czytanie :)) i na treningu raz w tygodniu (w jednym tygodniu niestety odpuściłam sobie).

Teraz przechodzę do sedna sprawy, czyli podsumowania tego, jak poszło mi z postanowieniami noworocznymi. 
Przypomnę, że bloga zaczęłam prowadzić od lutego (chociaż lista postanowień powstała już w styczniu) i początkowo znajdował się on pod adresem www.rozliczanka.blog.pl.

Moja lista postanowień tak wyglądała:

1. Zacząć uprawiać jakiś sport co najmniej 3-4 razy w tygodniu (np Zumba, bieganie, ćwiczenia w domu na mięśnie, interwałowe)
Hm... można uznać, że się starałam i po każdym moim pofolgowaniu sobie, wracałam do ćwiczeń, ale na pewno nie wykonywałam ich trzy, a tym bardziej cztery razy w tygodniu. Poza tym, w postanowieniu miałam na myśli regularne ćwiczenie, a tego nie udało mi się zrobić. Więc: niezaliczone

2. Ćwiczyć języki, szczególnie angielski
Właściwie tylko angielskim się zajmowałam, o niemieckim i hiszpańskim zapomniałam. Szło mi raz lepiej, raz gorzej, ale jednak w jakimś stopniu udawało mi się być konsekwentną i przez większość czasu chociaż trochę uwagi poświęcać temu językowi. Wadą tego postanowienia jest to, że nie określiłam, jak często mam ćwiczyć języki, ani czego dokładnie chcę się nauczyć, więc też trudno mi ocenić efekt wykonania zadania. Ale obiektywnie oceniam, że w każdym miesiącu próbowałam chociaż trochę czasu poświęcić na naukę,więc: zaliczone.

3. Znaleźć pracę
Z perspektywy czasu widzę, że to było dziwne postanowienie, zwłaszcza sposób, w jaki je sformułowałam. Tworzyłam je, kiedy po powrocie z Niemiec przez ponad miesiąc szukałam pracy, co przynosiło marne efekty. W marcu wreszcie znalazłam pracę, ale zrezygnowałam z niej przed przeprowadzką do nowego miasta, w którym z tą pracą było różnie. Ale obecnie mam pracę, więc: zaliczone. 

4. Ćwiczyć jazdę samochodem
Kolejne dziwne, dość słabo sprecyzowane postanowienie. Przez ponad pięć miesięcy prawie codziennie prowadziłam samochód, a teraz od czterech miesięcy nie siedziałam za kółkiem ani razu, więc jak to potraktować? Powiedzmy, że zaliczone. :)

5. Przeczytać co najmniej 30 książek
Absolutnie niezaliczone! Niestety... Bo przeczytałam tylko 5. Wstyd i hańba. Ale skupiając się na pozytywach - równie dobrze mogłabym w ogóle tym się nie przejąć i nie przeczytać żadnej. :)

6. Pracować nad sobą: nad swoimi umiejętnościami, wizerunkiem i psychiką
To również trudno rozstrzygnąć. Zwłaszcza, że przez długi czas w ogóle nie zabierałam się za ten punkt listy. Jedynie na początku skupiałam się na rozwijaniu jakichś tam umiejętności. Od jakiegoś czasu przywiązywałam większą wagę do zgłębiania wiedzy na temat motywacji, walki ze swoimi wadami, itp. Ale nie udało mi się osiągnąć żadnych większych efektów. Jednak pójdę sobie na rękę, korzystając z wadliwego sformułowania zadania i w nagrodę za podjęcie wyzwania, przyznam sobie zaliczone. 

7. Napisać trzy krótkie opowiadania na co najmniej 30 str. A4
Niezaliczone. Zaczęłam coś pisać, ale szlag trafił mój dysk i wszystko przepadło. Chociaż i tak, to było zaledwie kilka stron.

8. Wybrać się na koncert happysad
Zaliczone! Głównie dzięki mojemu chłopakowi, który również lubi ten zespół i już w pierwszym miesiącu naszej znajomości obiecał mi, że mnie zabierze na ich koncert. Słowa dotrzymał (mówi nawet, że chce jeszcze kiedyś iść na kolejny ze mną :)), więc zaliczone.

9. Sprawić, żeby ten rok był lepszy, ciekawszy, bardziej wartościowy.
Zaliczone. :) Ten rok z pewnością był pełen nowych dla mnie rzeczy. Jego końcówka może była mniej przyjemna, ale całość jak najbardziej udana. Głównie za sprawą takiego jednego pana i wspólnej przeprowadzki do większego miasta, o którym zawsze marzyłam. Czy wartościowy? Myślę, że tak. Chyba jeszcze nigdy, z tak dużą częstotliwością nie myślałam o tym, żeby robić coś ponad "normę". Czasami było trudno się zmobilizować, ale świadomość, ze robię coś "więcej", coś dla siebie sprawiała, że lepiej się czułam.

10. Pisać wpisy na tym blogu aż do grudnia, co najmniej raz na miesiąc.

Zaliczone!!! :) Szczerze, to nie sądziłam, że wytrwam. Ale udało się. :) 

Podsumowanie: 7/10  
Wprawdzie, nie wywiązałam się ze wszystkich postanowień, ale z perspektywy całego roku sądzę, ze to nie taki zły wynik. :) Zwłaszcza, że chyba nigdy nie robiłam takich typowych postanowień noworocznych, a tym bardziej nigdy nie zabierałam się za ich realizowanie. Muszę jeszcze ostatecznie przemyśleć moje postanowienia na 2017 rok, żeby w następnym roku móc lepiej wypełnić te wyzwania. 

A co Wy o tym myślicie? Może jakieś zadanie niesłusznie sobie zaliczyłam? Nie krępujcie się, chcę usłyszeć Wasze opinie. :)

Postanowienia postaram się dodać pierwszego stycznia, jak już wytrzeźwieję. :)

Tymczasem, życzę Wam wiele dobra, dużo szczęśliwych momentów i jeszcze więcej motywacji w dążeniu do celów w Nowym Roku. :) 

wtorek, 27 grudnia 2016

Jak robić postanowienia noworoczne, żeby były skuteczne?



Temat postanowień noworocznych wiąże się z wieloma dylematami i nie rzadko też kontrowersjami. (Prawie) zawsze przynoszą te same wątpliwości: robić je czy nie robić? Niektóre osoby krytykują tych, którzy po Nowym Roku zaczynają uprawiać sport, rzucają palenie i zaczynają nowe wyzwania, twierdząc, że przez cały rok powinno się realizować swoje cele. Nie mówiąc o powszechnym słomianym zapale, przez który mało komu udaje się wytrwać w swoich postanowieniach dłużej, niż kilka miesięcy.

Dlatego, co najlepiej zrobić, żeby nasze postanowienia miały szansę na ich zrealizowanie?


1. Określ cel i prawidłowo go sformułuj 

Przede wszystkim, trzeba się zastanowić, na czym tak naprawdę nam zależy. Co chcemy zrobić, co zmienić w swoim życiu. Jeśli już wymyślimy, na czym ma polegać nasze wyzwanie, dobrze jest je prawidłowo sformułować. Wiele poradników dotyczących motywacji i dążenia do sukcesu zwraca uwagę na ważną rolę naszej psychiki oraz reakcji naszego mózgu na słowo "nie" (nasz mózg podobno pomija je i odczytuje zaprzeczenie jako twierdzenie, a zakaz jako nakaz). Krótko mówiąc, zamiast postanawiać sobie, że "nie będziemy jeść po 20" lepiej określić to tak: "ostatni posiłek jem przed godziną 20:00" (żeby nasz móżdżek nie zrozumiał "będziemy jeść po 20:00" i trudno będzie nam powstrzymać wilczy apetyt po tej godzinie). Podobno czasownik w pierwszej osobie l. poj. oraz czas teraźniejszy dla naszego mózgu również brzmią lepiej, niż bezokoliczniki (stąd lepiej zapisać na liście postanowień "jem", niż "będę jeść" i "biegam", niż "będę biegać") . Być może wydaje się to dziwne lub głupie, ale nasze mózgi w połączeniu z podświadomością to dziwne maszyny i trudno je zrozumieć. :) A w przypadku postanowień i zmieniania naszego życia/ przyzwyczajeń lepiej dmuchać na zimne... :)


2) Wyobraź sobie realne korzyści

Jeśli już znajdziemy konkretne postanowienie/postanowienia i zapiszemy je sobie gdzieś, ważne, żebyśmy wypisali sobie powody, dla których zależy nam na osiągnięciu danej rzeczy (albo zrezygnowania z konkretnego nawyku). Czasami sama łapię się na tym, że postanowienia, które postawiłam przed sobą, wcale nie są aż tak istotne dla mnie. Albo nie do końca wiem, dlaczego chcę to robić. Dodatkowo, najlepiej napisać też obok korzyści, które będziemy mieli po zrealizowaniu danych celów. To najlepsza motywacja do wytrwania w naszych postanowieniach. Czyli, jeśli naszym zadaniem jest trening, to fajnie jest uruchomić wyobraźnię i pomyśleć, jak może wyglądać nasze życie za kilka miesięcy, jeśli uda nam się wytrwać w tym postanowieniu. Zwizualizować sobie nas samych jako wysportowane, pełne energii osoby, dla których nie jest problemem przebiegnięcie dłuższego dystansu bez zadyszki, być może podziw innych osób (ale z tym ostatnim lepiej nie przesadzać - przede wszystkim, róbmy to dla siebie). Natomiast, jeśli postanawiamy sobie uczyć się języka obcego, to pomyślmy sobie, jakie korzyści nam przyniesie zrealizowanie tego celu. Czyli będziemy mieli większe szanse na ciekawą pracę, w której wymagany jest dany język obcy (lub mile widziany język mniej powszechny, niż np angielski i niemiecki), będziemy mogli porozumieć się z większą liczbą osób, a podróż do obcego kraju będzie łatwiejsza i mniej stresująca. 
Więc świadomość tego, co zyskamy po wywiązaniu się z naszych postanowień powinna przekonywać nas na każdym kroku, że warto się wysilić i być wytrwałym w dążeniu do celu. :)

3) Zaplanuj wszystko

Rozpisz sobie, co dokładnie możesz zrobić, żeby dobrze zrealizować swoje postanowienie i przybliżyć się do celu. Wypisz różne czynności, które składają się na Twoje wyzwanie (jeśli to nauka języka - zaplanuj, w jaki sposób możesz się go uczyć - jeśli planujesz sam się uczyć, to wypisz, na czym głównie Ci zależy, np: chcesz nauczyć się gramatyki, słownictwa, wymowy, ćwiczyć mówienie w danym języku; jeśli to trening i chęć schudnięcia to może to być np: trening mięśni, trening na spalanie, rozciąganie. Zgromadź wszystkie "narzędzia" (strony internetowe, książki, programy treningowe, poszukaj sprzyjających ku temu miejsc, itp). Możesz również rozpisać to na poszczególne dni, czyli np w poniedziałki skupiasz się na gramatyce/ mięśniach, w środy na słownictwie/cardio, itp.

4) Pamiętaj o optymizmie!

Mogę Cię zapewnić, że na pewno nie będzie łatwo, ale to nie znaczy, że nie warto próbować. :) Ale często słyszę od ludzi "na pewno nie uda mi się", "zrobiłam postanowienia, ale mam słabą wolę", "nigdy nie udaje mi się wykonać postanowień, teraz pewnie też nic z tego nie będzie". Nie jesteśmy jasnowidzami! Może akurat teraz nadejdzie ten czas, kiedy zrealizujemy swoje cele? Nawet, jeśli potkniemy się raz, dwa, trzy razy (...a nawet dziesięć ;)), to warto za każdym razem wracać do swoich postanowień. Myślę, że po mnie możecie to zobaczyć. Nie da się ukryć, że nie idzie mi za dobrze z wytrwaniem w moich postanowieniach w 100%, ale od lutego aż do teraz, przez cały ten czas na nowo starałam się wracać do tego, co sobie zamierzyłam w lutym. I chociaż w jakiejś części wypełnić zadania, które przed sobą postawiłam. Krótko mówiąc, lepiej potykać się i ciągle zaczynać coś na nowo, niż nie robić zupełnie nic. Dlatego nie zrażajcie się komentarzami typu: "po co to robisz, jeśli i tak ci nie wychodzi". :)

To chyba na tyle. Prawdopodobnie to oczywiste oczywistości, o których słyszeliście już nie raz i być może w moim wykonaniu to dziwnie brzmi, bo jestem ostatnią osobą, która powinna dawać rady, jeśli chodzi o postanowienia i motywację. Ale może komuś dodałam ociupinkę motywacji i zachęciłam do podjęcia wyzwania jakim są postanowienia na Nowy Rok. :) Ja nie zamierzam odpuszczać i za kilka dni pojawią się tutaj nowe postanowienia na 2017 rok. :)


Prawie miesiąc minął od mojego ostatniego posta, więc w skrócie napiszę, co się u mnie zmieniło - udało mi się wreszcie znaleźć nową pracę. Więc jednocześnie mam mniej czasu na postanowienia, ale realizując jedno z nich (czyli pracę nad sobą), mam okazję ćwiczyć swoją systematyczność, samozaparcie i pracować nad efektywną organizacją czasu. 
Pochwalę się też, że od chłopaka dostałam prezenty przydatne do wypełniania moich zadań - fiszki do nauki angielskiego i książkę z ćwiczeniami na pewność siebie. Więc prezent idealny :) Przez całe święta myślałam o tym, kiedy będę miała chwilkę, żeby się zająć moimi nowymi "nabytkami". Więc zaraz nadrobię zaległości. :)

czwartek, 1 grudnia 2016

Rozliczanka nr 10 - listopadowa






To już przedostatnia rozliczanka w tym roku i ostatni miesiąc, który mogę poświęcić na realizację postanowień, które postawiłam przed sobą na początku roku, a od lutego zaczęłam analizować na blogu. :)

Na listopad zrobiłam naprawdę minimalną listę zadań i.... udało się!

Pierwszy raz udało mi się zrealizować wszystkie postanowienia :) Satysfakcja jest trochę mniejsza przez fakt, że poziom trudności był naprawdę minimalny. Ale może to jest klucz do sukcesu? Żeby robić drobne postanowienia, bo skuteczna realizacja mniejsze ilości wyzwań motywuje do dalszej walki? Nie ukrywam, że nie wypełnianie nawet połowy postanowień trochę podcinało mi skrzydła i nie zawsze chciało mi się walczyć w 100%.

Przypomnę, tymi postanowieniami było:
1. Poranna gimnastyka (mogłam odpuścić pięć razy - niestety, tak też było. Wizyta w domu rodzinnym zawsze jakoś powoduje zapominanie o tej gimnastyce... :))
2. 10-15 minutowa nauka angielskiego raz w tygodniu 
3. Praca nad sobą (bardzo trudno określić, co można zaliczyć jako tę "pracę", ale założyłam, ze wystarczy podjąć solidną próbę. Wprawdzie, mogłam zrobić więcej, ale liczy się to, że w porównaniu z innymi miesiącami, chociaż próbowałam. Przez ostatnie dni tylko o tym myślałam, zastanawiałam się, co mogę zrobić, co zmienić, a co wyeliminować).

Mam nadzieję, że ten mój mały "sukces" doda mi energii do wypełnienia postanowień w grudniu. 
I da motywacyjnego kopa na 2017 rok. A właśnie jestem na etapie tworzenia zadań na nowy rok. :)


Postanowienia na grudzień:


1. Przeczytać co najmniej jedną książkę (a właściwie skończyć chociaż tę, która zaczęłam czytać)

2. Poranna gimnastyka do godziny 12:00 (idę znowu na łatwiznę, ale przez perspektywę świąt w domu u mamy daję sobie furtkę w postaci opcji opuszczenia 5 gimnastyk przez zapomnienie)
3. Dwa razy w tygodniu uczyć się angielskiego przez ok. 10-15 min.
4. Dalej pracować nad swoją motywacją, prezencją, zachowaniem i wizerunkiem (oglądać filmy motywacyjne, filmy z poradami, mniej narzekać, starać się myśleć optymistycznie)
5. Co najmniej raz w tygodniu 20-30 minutowy trening lub ćwiczenia na kręgosłup. (Wracam do walki w kwestii treningów, w której tyle razy poległam. Kiedyś wreszcie mi się uda! :))

To tyle. W tym miesiącu trochę podniosłam poprzeczkę. Nie może być za łatwo :)

A Wy, zamierzacie zrobić postanowienia na 2017?:)

środa, 16 listopada 2016

Inspiracje treningowe

Ostatnie dwa miesiące nie są dla mnie zbyt łatwe. Albo choroba mojego taty, albo wieczne problemy z pracą. Nie ukrywam, że te drugie trochę odznaczają się na mojej psychice i wierze w siebie. Co jest ze mną, że nie mogę znaleźć normalnej pracy na dłużej? Na początku najchętniej usiadłabym z załamanymi rękoma i kontemplowała ten temat, dobijając się jeszcze bardziej. Ale większość rzeczy ma swoje plusy, więc staram się je widzieć również w tej sytuacji. Po pierwsze, mam okazję do wymyślenia, co jest przyczyną tego stanu rzeczy i później pracować nad jej zwalczaniu. :)

Dzisiaj, w wyniku tego wolnego czasu wróciłam do porzuconych ostatnio treningów. :) Od kilku dni chodził za mną pomysł, żeby poćwiczyć, bo zaczęło mi tego brakować i dzisiaj wreszcie się za to zabrałam. Był to dość lekki trening, bo nie ćwiczyłam od ok. 2 miesięcy, ale poczułam się o wiele lepiej. Zawsze ćwiczeniom towarzyszyło mi przyjemne uczucie, że mogę więcej, że jestem fajna, robiąc cokolwiek dla siebie. Teraz motywuje mnie jeszcze fakt, że chciałabym wyglądać lepiej, niż obecnie. Nie jestem gruba, ale przy ogromnym zamiłowaniu do jedzenia muszę pilnować, żeby nie "rozszerzać się" w ekspresowym tempie. :) Poza tym, chciałabym wzmocnić mięśnie brzucha, żeby w przyszłości, po ciąży, móc łatwiej wrócić do figury sprzed ciąży. :) Wybiegam trochę w przyszłość, ale wiadomo, że trzeba zacząć dużo wcześniej. :)

Przez tą zajawkę na ćwiczenia wpadłam na pomysł, żeby wrzucić Wam tutaj kilka przykładów treningów. Jeszcze na poprzednim blogu, podałam również kilka zestawów treningowych, po które kiedyś sięgałam. Ten wpis znajdziecie tutaj. :)

Jakiś czas temu odkryłam te ćwiczenia, które jeszcze przyjemniej mi się wykonuje. Bardziej motywują i nie są zbyt nudne. :) Podam kilka z nich, które najczęściej robiłam i do których najchętniej wracałam. :)

1. Odchudzanie Primavera - 20 minutowy trening na spalanie



2. Trening na szczupłe uda i pośladki

                                                                                               

3. 8 minutowy trening cardio




4. Ćwiczenia na mięśnie brzucha



5. ZUMBA - Boom Boom



6. ZUMBA - Worth it



Może mało różnorodne, jeśli chodzi o pierwsze pozycje, ale to moje odkrycie sprzed kilku miesięcy i naprawdę jestem zakochana w tych ćwiczeniach. :) Jeśli poszukujecie jakichś pomysłów na treningi w domu, to naprawdę polecam. :)

wtorek, 1 listopada 2016

Rozliczanka nr 9 - październikowa

Zapraszam na Rozliczankę na Facebooku- tutaj :)
__
Analiza października jest krótka i... bolesna. Mimo, że miałam tylko 3 postanowienia, to żadnego nie wykonałam w 100%. Nawet nie w 50%...
Do końca roku zostały tylko dwa miesiące, co mnie trochę martwi. Wypełnianie zadań idzie mi naprawdę źle, ale chcę znaleźć jakiś skuteczny sposób na dyscyplinę. W 2017 roku zamierzam kontynuować postanowienia, więc muszę wziąć się w garść. :) Żeby postanowienia na następny rok były możliwe do wykonania, powinnam już teraz je zaplanować i zastanowić się nad tym, jak powinny wyglądać.
Po pierwsze, muszę zastanowić się, co dla mnie jest najważniejsze. Co zyskam dzięki wypełnieniu każdego z nich. 
Po drugie, powinnam stworzyć plan działania, przemyśleć kroki, jakie mogę podjąć w celu wykonania tych zadań.
A po trzecie.... trzeba uzbroić się w dużą dawkę samozaparcia i motywacji. :) 

Zadania na listopad:
1. Popracować nad sobą; nad swoją prezencją, pewnymi zachowaniami i pewnością siebie. Na pewno może mi w tym pomóc nowa praca, która jest dla mnie dużym wyzwaniem. Czuję się, jakbym została wrzucona na głęboką wodę. (Do zaliczenia wystarczy "solidna" próba zmienienia swojego zachowania, podejścia do pewnych spraw, przejmowanie inicjatywy, stawianie "na swoim" w pracy i w życiu prywatnym).
2. Codziennie robić poranną gimnastykę (do 12:00 godz.; dozwolone opuszczenie 5 gimnastyk, nie wlicza się dzisiejszy poranek)
3. Raz w tygodniu poświęcić co najmniej 10-15 min. na j. angielski (serial, nauka słówek, ćwiczenie gramatyki)

Tym razem musi mi się udać! :)

PS.: Za trzy dni wypełni się jedno z moich postanowień i marzeń. Czekałam na to od ponad roku :) Nie mogę się doczekać :)

wtorek, 25 października 2016

Świeży powiew motywacji



Na przekór jesiennej aurze, wprowadziłam trochę wiosennego powiewu na bloga. Mam nadzieję, że będzie się Wam przyjemniej go przeglądać. :) 
Chciałam też zaprosić Was na Rozliczankę na Facebooku - Rozliczanka. Na razie może nie jest jakiś super rozwinięty, ale jest to spowodowane tym, że brak odbiorców demotywuje mnie do wstawiania tam wielu rzeczy. Przyznam się, że trudno mi też znaleźć jakiś konkretny pomysł na prowadzenie profilu na Facebooku, jak i bloga. Na początku miałam trochę inne wyobrażenie o tym, jak mają wyglądać moje wpisy zamieszczane tutaj, miała być bardziej zróżnicowana tematyka, ale brak czasu zrobił swoje. Dlatego, jeśli tutaj piszę, to głównie tylko w celu podsumowania miesiąca i podania nowych postanowień. Ale postanowiłam sobie zmobilizować się do tego, żeby rozkręcić bardziej tematykę bloga oraz profil na Facebooku. Planuję też kontynuować Rozliczankę w nowym roku. Mam nadzieję, że zostaniecie ze mną przez ten cały czas. :)

Ostatnio myślałam o tym, że część postanowień, w większym lub mniejszym stopniu, zaczęłam realizować. Ale są dwa punkty, z którymi idzie mi naprawdę źle: napisanie 3 opowiadań na co najmniej 30 stron (jedno zaczęłam, ale padł mi dysk w laptopie i straciłam wszystkie pliki, jakie miałam) oraz praca nad swoją prezencją i podejściem do życia. Być może, praca nad samodyscypliną i systematycznością w wykonywaniu innych postanowień (gimnastyka, ćwiczenie języka, czytanie książek) w jakimś stopniu włącza się w pracę nad sobą, ale nie tylko o to chodzi. Mam dużo cech, które mnie wkurzają, a zbytnie przejmowanie się wszystkim nie pomaga mi nawet na co dzień, dlatego chciałam coś z tym zrobić. Przez tych kilka miesięcy trudno mi było zabrać się za siebie, więc te ostatnie miesiące 2016 oraz cały nowy rok będę chciała w dużej mierze na to poświęcić. 

A czy Wy, macie coś takiego, co Was wkurza w sobie? Jakieś zachowania, cechy charakteru? :)

piątek, 7 października 2016

Rozliczanka nr 8 - wrześniowa

Jedno słowo, które może opisać moje zmagania z postanowieniami we wrześniu - katastrofa.
Poddałam się. I to w kwestii wszystkich zadań na ten miesiąc. Nawet zabranie się do napisania tego posta zajęło mi najwięcej czasu, bo aż tydzień. Nic mnie nie usprawiedliwia, ale oprócz lenistwa przyczyniła się do tego praca w dziwnych godzinach, a później zmiana na nową pracę (tak, już nie pracuję w call center, o którym pisałam w ostatnim wpisie - to rzeczywiście nie dla mnie :)).

Jedziemy z koksem:

1. Zrobić co najmniej 15 treningów 
Niezaliczone, zrobiłam "aż" 6, czyli nawet nie połowę. 

2. Odżywiać się rozsądniej (zamieniać niezdrowe jedzenie na zdrowsze, pić dużo wody, jeść regularniej, nie jeść po 22:00)
Hm, to trudno ocenić. Nie mogę sobie odmówić nie podjęcia wyzwania, bo starałam się nie jeść bardzo późno, jadłam warzywa i starałam się pić więcej wody, niż zazwyczaj. Więc mogę uznać, że zaliczone.

3. Dwa/ trzy razy w tygodniu oglądać serial angielski
Mimo, że to zawsze było najłatwiejsze z postanowień, odpadłam w przedostatnim tygodniu. Niezaliczone.

4. Codziennie rano robić krótką gimnastykę (do godziny 12:00; zaliczone przy 3 dniach bez gimnastyki)
Niezaliczone. Ostatnią gimnastykę zrobiłam w przedostatnim tygodniu, a już wcześniej zapomniałam o 4 czy 5 razach. Generalnie, trudno mi pamiętać o porannej gimnastyce, jeśli jadę do chłopaka albo do domu rodzinnego.

5. Przeczytać co najmniej 2 książki
Było blisko, ale jednak się nie udało. Więc niezaliczone.

Wynik: 1/5

Wynik jest żenujący. Dlatego mam dylemat, jakie postanowienia zrobić na ten miesiąc, zwłaszcza, że mój grafik jest jeszcze bardziej przepełniony, niż we wcześniejsze miesiące. Oprócz pracy, teraz doszły mi studia zaoczne. Ale podejmę dalsze wyzwanie, żeby zbliżyć się chociaż trochę do swojego celu, którym jest jak największa ilość wykonanych postanowień noworocznych. Zwłaszcza, że do końca roku zostało tak niewiele czasu. :) 

Oto moje zadania na październik. Trochę okrojone, ale przynajmniej jest jakaś szansa, że wykonam wszystkie. :)

1. Oglądać serial angielski 2 razy w tygodniu
2. Poranna gimnastyka - co najmniej 20 razy
3. 1-2 razy w tygodniu trening lub co najmniej 30 minutowy spacer (nie licząc drogi do pracy, która jest bardzo krótka)

Trzymajcie kciuki :)

wtorek, 13 września 2016

Ryzyko czasami się opłaca

Zauważam u siebie tendencję do wycofywania się, zanim czegoś spróbuję. Jest to spowodowane obawą przed nieznanym, stresem w wyniku nowej sytuacji. Niejednokrotnie owe wycofanie się tłumaczyłam innym (i chyba też samej sobie) różnymi czynnikami. Jednak po krótkim zastanowieniu się, sama dochodziłam do wniosku, że po prostu boję się spróbować.
W ostatnim czasie najczęściej ujawniało się to przy okazji szukania pracy. Nie poszłam na jedną rozmowę kwalifikacyjną, będąc na nią umówiona, ponieważ stwierdziłam, że to jednak nie dla mnie. Moje wątpliwości odnoszące się do tego, czy sprawdzę się przy pozyskiwaniu darczyńców dla jednej z fundacji, podsycane były przez moją mamę, która również uważała, że to może być zbyt trudne. W wyniku tego, zadzwoniłam z odmową. A wystarczyło iść, zapytać o więcej szczegółów i później zdecydować.

Podobna sytuacja była z pracą, do której idę jutro na szkolenie. Byłam gotowa podjąć się pracy w cukierni, która do końca mi się nie podobała, mając możliwość pracy w firmie energetycznej, również polegającej na pozyskiwaniu klientów. Chciałam odmówić, z podobnych względów, jak przy pierwszym przypadku. Jednak postanowiłam sobie, że spróbuję. Do teraz mam wątpliwości, czy to będzie praca dla mnie, czy dam radę, czy prędzej nie zwariuję przez presję. W końcu, praca w call center nie jest idealna. Ale stwierdziłam, że jest odrobinę bardziej zgodna z moimi oczekiwaniami, które wiążę z moją przyszłą "wymarzoną" pracą. Doszłam do wniosku, że wybierając "łatwiejsze" prace, cały czas podejmując się zadań związanych ze sprzedażą bezpośrednią i obsługą klienta, nawet na krok nie zbliżę się do tego, na czym mi zależy. A w pracy chodzi przecież o rozwijanie się, zdobywanie nowego doświadczenia i obowiązkach, które czasami są dla nas pewnego rodzaju wyzwaniem.

Dlatego zachęcam Was do próbowania! I zastanowienia się, z jakich powodów dzieje się być może tak, że wycofujemy się z czegoś, zanim tego nie sprawdzimy, nie spróbujemy. Czy na pewno nie mieliśmy czasu, czy to na pewno nie było dla nas? Może po prostu się baliśmy, że nie podołamy.
A nie dowiemy się tego, jeśli nie zdecydujemy się przekonać o tym na własne oczy.

środa, 31 sierpnia 2016

Rozliczanka nr 7 - sierpień


Jeśli powiedziałabym, że było łatwo z wypełnieniem postanowień sierpniowych to bym skłamała. Właściwie, nigdy nie jest łatwo, jeśli chodzi o pokonywanie własnego lenia, a nie rzadko też brak czasu i inne plany naszych bliskich.
O tym, że nie było łatwo i w tym przypadku, świadczy choćby fakt, że znowu nie udało mi się wykonać wszystkich zadań. Ale ośmielę się powiedzieć, że jeszcze w żadnym miesiącu nie byłam tak blisko, jak teraz. Zwłaszcza, że miałam trochę tych postanowień, bo było ich (aż?) sześć.

Przechodzimy do sedna sprawy:

1. Codziennie rano robić krótką gimnastykę (po wstaniu lub najpóźniej do południa). (Do zaliczenia tego punktu mogę maksymalnie nie zrobić tego przez 5 dni w ciągu miesiąca. Bo niestety czasami mogę zapomnieć).
Gdyby nie dopisek, że mogę opuścić przez zapomnienie 5 dni, to nie mogłabym zaliczyć tego punktu. Bo właściwie zmieściłam się "ledwo, ledwo". Jedyne, co mnie usprawiedliwia to fakt, że dni bez gimnastyki nie są spowodowane moim lenistwem, lecz po prostu sklerozą. ;)
I efektem tego zadania jest wykonanie tej gimnastyki przez 26 na 31 dni.
Więc: zaliczone 

2. Dokończyć aktualnie czytaną książkę i przeczytać jedną kolejną.
Też mało brakowało, bo dzisiaj doczytałam ostatnie strony tej drugiej książki. Jednak mogę się pochwalić, że:
Zadanie zaliczone :)

3. Ćwiczyć co najmniej trzy razy w tygodniu/ 16 razy w miesiącu.
Niestety, zabrakło mi czterech dni. Przy konstruowaniu tego postanowienia mogłam przewidzieć, że na koniec sierpnia będę przeprowadzała się do innego miasta, w wyniku czego będę miała mniej czasu i sił do treningów. Ale myślę, że to i tak w miarę dobry wynik. Miejmy nadzieję, że w następnym miesiącu będzie lepiej, a nowe otoczenie i towarzystwo wielu parków i siłowni, zmotywuje mnie do regularnego ćwiczenia. :)
Jednak niestety, niezaliczone.

4. Dwa/ trzy razy w tygodniu oglądać serial angielski
To postanowienie było chyba najłatwiejsze i najprzyjemniejsze (oprócz czytania książek :D)
Hurra, zaliczone! 

5. Wysłać co najmniej 20 aplikacji w miesiącu do pracy (dopóki nie znajdę żadnej nowej).
Powinniście mnie pochwalić za determinację, bo brakujące 11 aplikacji wysłałam dzisiaj, kilka godzin temu. :) Cały czas liczyłam, że dostanę nową pracę w nowym mieście, ale jednak się nie udało. :)
Ale wierząc, że w końcu się uda, oznajmiam, że: zadanie zaliczone. :)

6. Jeść rozsądniej: ograniczyć słodycze, nie jeść po 22:00, pić więcej wody
Następny miesiąc pokazał, że to zadanie jest niestety zbyt trudne. Ale od września zamierzam wziąć się ostro w garść, jeśli chodzi o racjonalne odżywianie się. :) 
Ale cóż, tym razem - niezaliczone.

Werdykt: zaliczone 4/6 

Sama nie wiem, czy się cieszyć, czy nie. Ale chyba aż tak źle nie było... :) 

Szybko przedstawiam postanowienia na wrzesień:

1. Zrobić co najmniej 15 treningów 

2. Odżywiać się rozsądniej (zamieniać niezdrowe jedzenie na zdrowsze, pić dużo wody, jeść regularniej, nie jeść po 22:00)

3. Dwa/ trzy razy w tygodniu oglądać serial angielski

4. Codziennie rano robić krótką gimnastykę (do godziny 12:00; zaliczone przy 3 dniach bez gimnastyki)

5. Przeczytać co najmniej 2 książki

Życzcie mi powodzenia! Zwłaszcza, że następne miesiące zapowiadają się bardzo pracowite, ponieważ za niedługo wracam na studia, które będę musiała łączyć z pracą. :)

środa, 17 sierpnia 2016

"Krucha jak lód" Jodi Picoult




Książka porusza trudne i dość kontrowersyjne tematy, takie jak: nieuleczalna choroba, aborcja, bulimia, adopcja, rozwód i dążenie do celu po trupach. Tak w skrócie można opisać to, czego dotyczy książka. Ale te słowa nie zawierają w sobie niezwykłości tej powieści oraz uczuć, jakie towarzyszą przy jej lekturze.
Zdecydowanie zapada w pamięci jeszcze na długo po jej przeczytaniu. 

Odrobinę przybliżając historię, trzeba wspomnieć o głównej bohaterce - kilkuletniej Willow, która cierpi od urodzenia na genetyczną chorobę polegającą m.in. na łamliwość kości. Jej życie jest pełne bólu, ciągłych wizyt w szpitalach i świadomości, że różni się od swoich rówieśników - wyglądem i sprawnością fizyczną. Jednak tym, co jeszcze ją wyróżnia jest niesamowita inteligencja, błyskotliwość i zamiłowanie do uczenia się ciekawostek, którymi wszystkich zaskakuje. Jej rodzice starają się zrobić wszystko, żeby zapewnić jej jak najlepsze życie i opiekę, jednak na przeszkodzie stają pieniądze. To one zmuszają jej mamę do podjęcia decyzji, która kosztowała ją bardzo wiele: godność, małżeństwo i utratę przyjaciółki. Jednym z pytań, jakie stawia przed nami autorka książki, jest to, jak daleko można posunąć się w walce o lepszą przyszłość dla kogoś, kogo się kocha. 

Powieść składa się z narracji kilku osób, co pozwala na poznanie różnych punktów widzenia na podobne tematy. Dzięki temu zabiegowi możemy także dowiedzieć się, co może dziać się z rodzeństwem chorego dziecka, które wymaga od rodziców całej ich uwagi. Daje do myślenia, że w trudnej sytuacji często zdarza się, że skupiamy się na jednym dziecku, pomijając to drugie, co może mieć przerażające konsekwencje.

Ogólnie rzecz biorąc, "Krucha jak lód" pokazuje nam historię rodziny, która zmaga się z wieloma problemami i pokazuje, jak ona sobie z tym radzi. I cóż, robi to raz lepiej, a raz gorzej.

Niektóre z fragmentów książki wydają mi się trochę absurdalne, ale to jeden z nielicznych minusów, które w niej zauważam. Oceniając całościowo, powieść jest naprawdę ciekawa i godna polecenia. Również ze względu na zakończenie, które wręcz mną wstrząsnęło. 

Osobiście planuję sięgnąć po inne książki autorstwa Jodi Picoult, zwłaszcza, że znalazłam wiele pozytywnych opinii na temat tego, co tworzy. Ale póki co, jako kolejną książkę do przeczytania postanawiam odgrzebać powieść, którą kiedyś dostałam w prezencie. Za niedługo powinno pojawić się tutaj krótkie sprawozdanie na jej temat. :) 

niedziela, 31 lipca 2016

Rozliczanka nr 6 - lipiec


To już szóste sprawozdanie z postanowień noworocznych. Przerażające, jak ten czas szybko zleciał...

Muszę przyznać, że jestem bardzo zadowolona z siebie, jeśli chodzi o wywiązanie się z lipcowych zadań. Wprawdzie, nie udało mi się w 100% ich wykonać, ale myślę, że zasłużyłam na piątkę minus w skali od 1-6. ;) Oto tak wyglądały postanowienia na ten miesiąc:

1. Ćwiczyć trzy razy w tygodniu/ co najmniej 12 razy w miesiącu.
Jestem trochę zła, że opuściłam jeden trening, bo wystarczyłby, żeby udało się wykonać ten punkt całkowicie. Ale akurat w ten tydzień, w który opuściłam ćwiczenia, chorowałam i trudno było się zmobilizować.

2. Dwa/ trzy razy w tygodniu oglądać serial angielski i uczyć się słówek z niego.
Zaliczone 3 z 4 tygodni. Dopatrzyłam się teraz, że w jednym tygodniu tylko raz obejrzałam, a szkoda. Bo wkręcił mi się ten serial i poznałam dzięki niemu nowe znaczenia znanych już słów. Doszło nawet do tego, że nie mogę się doczekać obejrzenia kolejnych odcinków. 

3. Jeść zdrowiej: ograniczyć słodycze, jeść więcej warzyw, pić dużo wody, nie jeść po 22:00.
Z tym już gorzej. Na początku łatwiej było mi się kontrolować, ale generalnie poległam, zwłaszcza, jeśli chodzi o ograniczenie słodyczy i niejedzenie po 22:00. Jedynie częściowo wykonałam to zadanie, bo piłam więcej wody i starałam się jeść owoce i warzywa w większej ilości niż zazwyczaj.

Czyli dwa postanowienia wykonane w 90%, a ostatnie w 20%. 
Niby wynik nie robi szału, ale ja jestem z siebie dumna. Daje mi to kopa na następny miesiąc.
Więc od razu przechodzę do zadań na sierpień.

1. Codziennie rano robić krótką gimnastykę (po wstaniu lub najpóźniej do południa). 
Ma mieć to na celu rozruszanie mięśni i stawów po nocy i przyspieszenie bicia serca. To jednocześnie ćwiczenie na samodyscyplinę. :) (Do zaliczenia tego punktu mogę maksymalnie nie zrobić tego przez 5 dni w ciągu miesiąca. Bo niestety czasami mogę zapomnieć).

2. Dokończyć aktualnie czytaną książkę i przeczytać jedną kolejną.

3. Ćwiczyć co najmniej trzy razy w tygodniu/ 16 razy w miesiącu.
Mam problemy ze stopą, która ostatnio utrudnia mi wykonywanie treningów, więc w przypadku bólu mogę zastąpić ćwiczenia cardio lub wysiłkowe, zestawem na zdrowy kręgosłup. Ostatnio też często go wykonywałam, a jego plusem jest również fakt, że wzmacnia także mięśnie brzucha.

4. Dwa/ trzy razy w tygodniu oglądać serial angielski

5. Wysłać co najmniej 20 aplikacji w miesiącu do pracy (dopóki nie znajdę żadnej nowej).

6. Jeść rozsądniej: ograniczyć słodycze, nie jeść po 22:00, pić więcej wody

Trzymajcie za mnie kciuki! :)

piątek, 29 lipca 2016

"Zagubione godziny" Karen White



Na mojej liście postanowień noworocznych widnieje pozycja: przeczytać co najmniej 30 książek. Idzie mi naprawdę koszmarnie, bo jestem w trakcie dopiero drugiej książki. Nie da się ukryć, że to jedno z zadań, z którym radzę sobie najgorzej. Ale nie zamierzam odpuścić, bo nawet jeśli nie uda mi się przeczytać takiej ilości książek, to będę miała satysfakcję z faktu, że próbowałam. Zwłaszcza, że w tym przypadku powinno chodzić o przyjemność z czytania, a nie o poczucie obowiązku, że "muszę to zrobić".

Dzisiaj chciałam przybliżyć Wam w kilku słowach powieść, którą przeczytałam kilka miesięcy temu. Były to "Zagubione godziny" amerykańskiej pisarki, Karen White. Przedstawia ona historię mającą miejsce na dwóch płaszczyznach: teraźniejszości i przeszłości. Opowiada o zmaganiu się z bólem fizycznym i psychicznym, rodzinnej tajemnicy, przebaczeniu, a także o kwestii rasowej. W pierwszej chwili może się wydawać, że to romansidło, ale wątek miłości jest naprawdę najmniej znaczący. Otóż, poznajemy główną bohaterkę, Piper Mills, która po upadku z konia cierpi na ból nogi, zażywa duże ilości leków, a trauma po wypadku sprawia, że bardzo boi się koni. Po śmierci dziadka odkrywa pamiątki zostawione przez jej babcię, czyli fragment pamiętnika prowadzonego przez trzy przyjaciółki,  wisiorek i listy. Piper chce odkryć tajemnicę związaną z tymi przedmiotami, dlatego odszukuje adresatkę listów, Lillian. Początkowo kobieta nie chce nic mówić i jest oziębła, ale Piper udaje się dotrzeć do części pamiętnika pisanej przez Lilian, która razem z innymi poszlakami wyjaśnia rodzinną tajemnicę. Właśnie koniec książki najbardziej trzyma w napięciu, kiedy wiadomo, że za chwilkę rozwiąże się cała zagadka. Pamiętam, że przesiadywałam całe dnie nad książką, nie mogąc się doczekać, aż dowiem się, o co w tym wszystkim chodzi. Częściowo powieść jest odrobinę przewidywalna, ale odkryta tajemnica okazała się dla mnie dość zaskakująca. Dzięki niej książka potrafi poruszyć. Mnie dodatkowo zmotywowała do zmiany podejścia do życia, większego optymizmu i przezwyciężania lęków. Uświadamia nam także, że należy pielęgnować relacje z bliskimi, ponieważ nie wiemy, jak długo będą z nami. Przykładem była Piper, która nie doceniała swojej babci i uważała ją za nudną osobę. Dopiero po lepszym poznaniu jej dzięki zapiskom w pamiętniku zrozumiała, jak wspaniałą osobą była.
To właśnie emocje, które odczuwałam podczas czytania "Zagubionych godzin" najbardziej zapadły mi w pamięci, mimo, że zapomniałam część wątków z książki. Ale właśnie o to chodzi w czytaniu. :)

Mam nadzieję, że nikogo nie zniechęciłam do tej powieści, a może wręcz zachęciłam do jej przeczytania. Naprawdę polecam i gwarantuję, że mimo odrobinę nudnego początku, z każdą stroną opowieść się rozkręca. :)


Napiszcie, czy Wy czytaliście w ostatnim czasie coś godnego polecenia. :) Ja teraz czytam "Krucha jak lód" i pewnie za jakiś czas napiszę o tej powieści. :) A za dwa dni powinna pojawić się tutaj rozliczanka lipcowa. :) 

czwartek, 14 lipca 2016

Co robią z nami media społecznościowe?

Obejrzałam dzisiaj film, który wzbudził we mnie pewne refleksje. Ale te przemyślenia już niejednokrotnie dobijały się do mojego umysłu. Tak jakby nieśmiało pukały do mojego rozumu, z nadzieją, że wezmę je sobie do serca na 100%.

Czego dotyczył ten film? Otóż, bohater filmu zwraca uwagę na to, że technologia w postaci telefonów i Internetu zamiast zbliżać ludzi, oddala ich od siebie. Mówi o tym, że mierzymy swoją wartość poprzez ilość lajków i obserwujących, a zamiast cieszyć się tym, co właśnie robimy i czerpać jak najwięcej z tego, co ma miejsce w danej chwili, to skupiamy się na sfotografowaniu lub nagraniu tego. Pada ciekawe sformułowanie: kontroluj lub bądź kontrolowany.

To temat, który był już nie raz poruszany w Internecie, ale za każdym razem przeraża mnie tak samo, gdy uświadamiam sobie, że i ja w jakimś stopniu uczestniczę w tym świecie, który jest opanowany przez media społecznościowe, a nie zawsze staram się coś z tym robić. Ale to dobrze, że co jakiś czas powstają nowe materiały, które pomagają uświadomić nam, że być może daliśmy się ponieść pewnej modzie. Bo zawsze jest czas, żeby coś z tym zrobić.

U mnie objawiało się tym, że bardzo często miałam potrzebę dodawania nowych zdjęć na Facebooka, średnio co miesiąc zmieniałam profilowe, a będąc w ciekawym miejscu chciałam zrobić zdjęcia nie tyle po to, żeby mieć pamiątkę, ale myślałam o tym, żeby móc dodać je na fb. Brzmi to infantylnie, ale założę się, że nie jedna osoba ma podobnie, tylko czasami nawet sobie tego nie uświadamia.
Jednak teraz, od kiedy mój czas poświęcam na pracę i chłopaka, to Facebooka i oglądanie mało wartościowych stron w Internecie ograniczyłam do minimum.

Żeby nie demonizować tak Internetu, to trzeba dodać, że on ma też swoje plusy. Przy zachowaniu rozsądku może on pomagać w naszym samorozwoju i pozyskiwaniu potrzebnych informacji. Ale ważne, żeby się nie ograniczać tylko do niego.

Ja muszę popracować nad tym, żeby tę odrobinę czasu, która mi zostaje nie poświęcać wyłącznie na komputer, ale zamienić go na książkę lub dłuższą rozmowę z rodziną. Są to wybory, które mogą się opłacić, a wystarczą tylko chęci i samozaparcie. .

Dlatego obiecuję sobie, że bardziej skupię się na tym, co chcę osiągnąć i co muszę w tym celu zrobić. Na pewno pierwszym krokiem jest właśnie jeszcze większe ograniczenie przesiadywania w Internecie i oglądania bzdur. Zawsze, kiedy zaczynam przeglądać coś w laptopie lub telefonie powinnam sobie uświadomić, co muszę sprawdzić i poświęcić na to tyle czasu, ile potrzeba. Żeby resztę móc przeznaczyć na coś bardziej pożytecznego. W ostatnim czasie, w moim przypadku powinna to być nauka angielskiego. Od października zacznę studia magisterskie, na których bez angielskiego zginę. Niby o tym wiem, ale oprócz oglądania serialu, do czego jest potrzebna mała ilość wysiłku, nie robię nic bardziej konkretnego. Drugą rzeczą na jakiej powinnam się skupić jest szukanie pracy. Rano na liście zadań zapisałam: wysłać co najmniej jedno CV. A co robię? Wszystko inne, oprócz tego.

Brak mi dyscypliny. Więc biorę to pod uwagę jako kolejną rzecz, nad którą muszę pracować.

__
Dla zainteresowanych, na fanpage'u bloga udostępniłam ten film, o którym pisałam wyżej.